Niezwykła książka niezwykłej Blondyny
Jak Państwo wiedzą, nie tylko pisuję książki, ale również wydaję, we wspólnym z Mariuszem Krzyżanowskim Wydawnictwie SOL. Na tej pozycji naprawdę wyjątkowo mi zależało – a Mariusza nie musiałam przekonywać, bo zgodził się ze mną, ze to będzie jedna z ważniejszych naszych książek.
Nie znajdziecie tu opisów wspaniałych wypraw, zdobywania Korony Ziemi (ani nawet Przełęczy pod Chłopkiem...), pustynnych rajdów, imponujących trekingów czy rejsów na najpiękniejsze rafy koralowe świata. Przeczytacie o wydarzeniach dnia codziennego, które właściwie są udziałem nas wszystkich. Takie rzeczy jak studiowanie, spacery z przyjaciółmi, praca w biurze, wyjście na mszę do kościoła, zakupy w sklepie - stanowią naszą codzienność, nie zauważamy ich, nie kosztują nas przecież właściwie żadnego wysiłku. Po cóż więc o nich mówić?
Michał Jagiełło - pisarz, taternik, ratownik górski - w jednej ze swych książek zawarł taką oto prawdę: wytrawny wspinacz z pobłażaniem patrzy na słabego człowieka, który dostaje zadyszki wspinając się na niewielki Boczań - podczas kiedy jego, wytrawnego wspinacza celem jest Mount Everest! A jednak każdy z nich wkłada w zdobycie swojej góry taki sam wysiłek.
Odwróćmy tę sytuację. A wtedy może okazać się, że coś, co dla nas jest rzeczą najzwyklejszą, niedużą górką, naszym małym Boczaniem - dla kogoś innego stanie się Mount Everestem.
I ten ktoś swój Mount Everest codziennie od nowa zdobywa.
Magdę Kulus poznałam na swoim spotkaniu autorskim w Katowicach. Siedziała nieduża blondyneczka za wielkim stołem, niespecjalnie ją tam było widać, zdziwiłam się więc, kiedy wyjechała zza niego na wózku inwalidzkim. Jeszcze bardziej zdziwił mnie postępujący obok niej biszkoptowy labrador w niebieskich szelkach z napisem "pies asystent". Bardzo grzeczny. Za zgodą pani przywitał się ze mną (co tu szklić: dał mi buzi). Jego pani okazała się sympatyczna i kontaktowa, nie miałam więc oporów i spytałam ją po prostu, po co jej ten pies? Podobne widywałam u niewidomych, ale tutaj oczy blondyneczki wesoło i całkiem bystro błyskały zza okularów. I wtedy Magda opowiedziała mi to i owo o sobie, swojej chorobie (zanik mięśni) i swoim Igorze. Postanowiłam opisać podobną dziewczynę we własnej książce i rzeczywiście zrobiłam to. Cały czas jednak myślałam, że trzeba ją samą nakłonić, żeby napisała o sobie, wykorzystując własny blog, który mnie zafascynował. Bo Magda nie opowiadała w nim o swoich cierpieniach. Magda pisała przede wszystkim o swoim psie. Dzięki niemu zdobywa codziennie swój Mount Everest. Czy może swój Boczań - jak kto woli. To Ajki podaje swojej pani długopis, który upadł na podłogę, otwiera i zamyka szafki, znajduje lekarstwa, odbiera telefon, poprawia nogi na podnóżku, żeby nie ścierpły i podnosi Magdzie głowę, jeśli jej opadnie (ona sama ma na to zbyt mało siły).
Nie znajdziecie w tej książce ani śladu cierpiętnictwa - przeciwnie, jest w niej dystans, poczucie humoru i mnóstwo wdzięku. Poznajemy świat Blondyna i Blondyny, a przy okazji nabieramy dystansu do własnych kłopotów.
Magda krzepi!