TELEWIZJA WYCHOWAWCZA
artykuł Moniki Szwai, opublikowany na portalu Studio Opinii, 05.06.2012Dlaczego właściwie obejrzałam ten film, którego wcale nie chciałam oglądać? I to w idiotycznych godzinach między trzecią i czwartą nad ranem, kiedy normalni ludzie śpią?
Dokument Robina Newella "Dead men talking” z 2011 roku chwyta za gardło od pierwszych scen. W przedzielonym kratą i szybą pomieszczeniu więziennym kobieta słania się i szlocha, po drugiej stronie szyby jej ojciec mówi, że chciał ją tylko zobaczyć przed egzekucją, po czym zostaje wyprowadzony. Łagodny kobiecy głos informuje nas, że "tata przepraszał” i że pół godziny później córka dostała jego spopielone szczątki. Właścicielką głosu okazuje się filigranowa, śliczna Chinka o cerze jak alabaster i nienagannym makijażu. Wyznaje nam, że wzrusza się tą sceną, ale przypomina sobie, że on przecież zabił cztery osoby… Odzyskuje równowagę.
Zrównoważona Chinka to Ding Yu, dziennikarka jednej z wielu stacji telewizyjnych z prowincji Henan. Dziennikarka topowa, której program nieodmiennie znajduje się w czołówce tamtejszych rankingów. Wymyśliła go przeszło dwa lata temu, a szef stacji natychmiast uznał, że program, choć drastyczny, będzie pełnił ważną rolę społeczną.
Co tydzień więc mieszańcy prowincji Henan zbierają się przed telewizorami, aby po raz kolejny przekonać się, do czego prowadzi życie przestępcze. Piękna i stuprocentowo profesjonalna Ding Yu siada na krześle, a przed nią, na drugim krześle siada skazaniec z wyrokiem śmierci. Kontrast jest uderzający: elegancka pani i więzień w brudnych łachach, z dłońmi w kajdankach i nogami skutymi groteskowo wielkim łańcuchem. Ding Yu zadaje pytania. Nie są specjalnie odkrywcze. Co czułeś, dlaczego to zrobiłeś, jak można było zabić dziecko. Czasem mówi skazanemu wprost: wszyscy powinni cię nienawidzić. Ostatecznie życzy im odejścia w pokoju. Jak twierdzi, uspokajają się po tych rozmowach.
Czasami Ding Yu pokazuje rodziny skazanych – zawsze zrozpaczone i szlochające. Przy pożegnaniach tuż przed wykonaniem wyroków rodziny również życzą swoim bliskim, by odeszli w pokoju. Jakaś matka płacze, ale sama sobie raczej niż synowi tłumaczy: tak postanowił sąd. Tak musi być.
Sędzia Pam Jialing z sądu okręgowego w Henan zwierza się, że te ostatnie przed egzekucją spotkania "im wszystkim rozdzierają serca”. Ale chociaż serce krwawi, to przy orzekaniu nie można brać pod uwagę uczuć. Uczucia mogą wywieść na manowce. Nigdy nie zastąpią prawa.
Żadnych uczuć nie widać również na twarzach żołnierzy z plutonu egzekucyjnego. Dowódca instruuje ich, aby uważali na skazańców, w których mogą przecież obudzić się emocje. Trzeba zachować czujność.
Na jednego skutego skazańca przypada kilku uzbrojonych strażników.
Na miejsce egzekucji jadą wszyscy odkrytymi ciężarówkami. Stoją. Na plecach skazanych widać wielkie tekturowe tablice z wypisanymi winami. Najwyraźniej kolejne działanie wychowawcze. Stojący na ulicach ludzie mają zobaczyć, jak kończą zbrodniarze. Podobno nie w całych Chinach stosuje się ten patent z tablicami.
Poza skazanymi i ich rodzinami wszyscy w dokumencie Newella robią wrażenie kompletnie pozbawionych emocji. Może zresztą po prostu potrafią nad nimi panować. A może szacunek dla prawa nie pozwala im na reakcję.
Ding Yu nie jest pozbawiona emocji. Mówi o tym kilkakrotnie. Żali się, że to okrutne, przypominać jej te wszystkie sprawy. Będzie się teraz źle czuła, rozboli ją głowa.
Ale migrena przecież minie, a sprawna profesjonalistka musi przygotować kolejne odcinki programu, więc znowu będzie rozmawiać z jakimś zbrodniarzem o jego winach.
W którejś minucie filmu Newella Ding Yu pokazana prywatnie na jakimś bazarze, przeżywa moment dziennikarskiej satysfakcji i śmieje się radośnie – jakaś dziewczynka ją rozpoznała, znaczy ogląda!
Zastanawiam się, czy ta dziewczynka oglądając wywiady Ding Yu myśli o tym, jak to źle być przestępcą? Czy po prostu ciekawość ją gryzie: jaki to człowiek, ten dzisiejszy morderca, czy będzie płakał, czy się pokaja, czy rodzina będzie bardzo rozpaczać?
Zastanawiam się też, ilu chłopców chciałoby zostać takimi samymi efektownymi, uzbrojonymi i bezwzględnymi strażnikami z plutonu egzekucyjnego?
Sędzia Pam Jialing pod koniec filmu wygłasza refleksję nad sensem karania zła przez czynienie innego zła, jakim jest uśmiercanie ludzi. Może trzeba będzie kiedyś pomyśleć o zlikwidowaniu kary śmierci. Na razie jednak Chiny do tego nie dojrzały.
Dura lex, sed lex.
Kolejni przestępcy pójdą pod lufy, piękna Ding Yu nagra kolejne rozmowy, tysiące Chińczyków usiądą przed telewizorami i odbiorą swoją porcję "misji wychowawczej”.
("Dead men talking” – scenariusz, reżyseria i zdjęcia Robin Newell, wyemitowany w TVP w cyklu "Czas na dokument” 9 stycznia, a w TVN24 w nocy z 3 na 4 czerwca 2012)