POLLYANNA ŚWIĘTUJE
felieton z cyklu "Polyanna”, Gazeta Wyborcza Szczecin z 04.11.2005Pollyanna złożyła starannie postrzępiony całun nieboszczyka, umieściła w firmowym woreczku, który dostała w sklepie, kiedy kupowała trumienne odzienie i zastanowiła się nad swoją stanowczo zbyt małą szafką. Całun... może, ale absolutnie nie ma szans, żeby zmieściła się w niej wielgachna dynia z powycinanymi otworami. Dwa dni temu Pollyanna bawiła się świetnie, przebierając się za truposza, spacerując po swojej ulicy i strasząc ludzi koszmarną mordą, w którą przeistaczała się rzeczona dynia po zapaleniu w niej świeczki. Początkowo Polcia miała pewne wątpliwości na temat tego całego Halloween, ale ostatecznie – skoro Amerykanie tak świętują, ten wielki i potężny naród, to dlaczego my nie mielibyśmy też? A ileż zabawy było przed świętem, kiedy szukała w sklepach stosownego przebrania! Ileż przymiarek, chichotów, przeglądania się w wielkim, błyszczącym lustrze! A potem! Kiedy w miłym i zabawnym towarzystwie żywych trupów wędrowała ulicą... Pewnym dysonansem w radosnym świętowaniu była konieczność udania się z rodziną na cmentarz, gdzie obserwowało się absurdalnie ponure oblicza, ale i tam, na szczęście, można było usłyszeć zdrowy śmiech.
No cóż, Halloween mamy za sobą i może nawet Pollyannie zrobiłoby się smutno, gdyby, wyprowadzając pieska późnym wieczorem, nie zobaczyła obok swojego ulubionego hipermarketu przeogromnej hiperciężarówki wymalowanej w złote gwiazdki, srebrne księżyce, czerwone kokardy i zielone choineczki. Serduszko jej zabiło i z trudem zasnęła na swojej poduszce w różyczki i niezapominajki. Kiedy wstała rano, ledwie umyła zęby i resztę i nie troszcząc się o pieska, popędziła do hipermarketu. O radości, iskro bogów! W progu witał ją natchniony chór złożony z ośmiu Świętych Mikołajów, absolutnie klasycznych, w długich mikołajowych strojach i z długimi, jedwabistymi brodami. Kolejni Mikołaje w sile może dwudziestu, może trzydziestu, przechadzali się między regałami. Regały zaś kipiały po prostu od rzeczy przecudnych: bombek w stu szesnastu rozmiarach i ośmiuset osiemdziesięciu wzorach, posrebrzanych szyszek, miliona rodzajów zabaweczek, stroików, serwetek z motywem ostrokrzewu, świeczek, łańcuchów, wszeleniejakich skarbów gwiazdkowego Sezamu.
Pollyanna przez moment zastanowiła się, czy nie pomyliła dat, czy to na pewno początek listopada, a nie połowa grudnia, ale natychmiast skarciła sama siebie – przecież potrzebny nam jest czas na zastanowienie: co wybrać? A zwłaszcza – co wyrzucić z naszych domowych staroci? Na pewno te idiotyczne łańcuchy, które kiedyś sklejała z pomocą rozradowanych (jak dzieci!) rodziców. Są ohydne i zakurzone. Białe gwiazdki z papieru ciętego w paseczki, misternie wyplatane przez ciotki – do kosza. Debilne mordki z wydmuszek w czapeczkach z kolorowej bibułki – sio. Kartonowa szopka sklejana i malowana mozolnie przez całą rodzinę – precz!
Wszystko wywali. Jest się, ostatecznie, dorosłą już Pollyanną i ma się pełnię praw obywatelskich. Niech żyje wolność! Teraz tylko zdecydować się na kolorystykę i kupować, kupować, kupować!!!
A dynię też trzeba wywalić do śmieci. Za rok będzie nowy dizajn, kupi się ładniejszą.